WYWIAD RADIO ZET
Jest prezesem agencji detektywistycznej. Mówi, jak działają polscy testerzy wierności
– Obecnie realizujemy znacznie więcej zleceń od panów, którzy podejrzewają swoje partnerki o nielojalność, niewierność – tłumaczy Bartłomiej Domagała, detektyw, prezes zarządu i założyciel firmy B&P PROTECTION PARTNRES w rozmowie z radiemzet.pl. – Nagminnie zdarza się, że rolę zleceniodawców przejmują rodzice jednej lub drugiej strony, którzy chcą potwierdzić bądź wykluczyć swoje teorie – tłumaczy.
Monika Kurowska: Usługa testowania wierności cieszy się dużą popularnością w Polsce?
Bartłomiej Domagała: To zapotrzebowanie z roku na rok rośnie. Ludzie – między innymi przez programy telewizyjne, doniesienia medialne – mają coraz większą skłonność do weryfikowania informacji, które dostarcza im partner lub partnerka. Często chcą też po prostu potwierdzania stanu faktycznego swoich związków. Mam wrażenie, że w ostatnim czasie zrodziła się moda na to, by inwigilować, sprawdzać. Niektórzy zrobili sobie z tego nawet dobrą rozrywkę...
Kiedyś kobieta przychodziła do nas dlatego, że miała konkretne przypuszczenia dotyczące swojego partnera. Była przekonana, że mąż ją zdradza, ale nie miała na to konkretnych dowodów. Chciała uzyskać je od nas i tak też się działo. Dziś duża część przypuszczeń zleceniodawców się nie potwierdza. Podczas naszych działań często okazuje się, że figuranci, a więc osoby, poddawane testom, są lojalni. A rozpad relacji następuje z zupełnie innego powodu niż romans.
Wspomniał pan o klientce. To znaczy, że kobiety częściej zlecają testy wierności?
Posłużyłem się modelem płci żeńskiej trochę stereotypowo. Jeszcze dziesięć lat temu ten stereotyp miał potwierdzenie w rzeczywistości. Zgłaszały się do nas praktycznie same panie. W ostatnich latach ta tendencja zupełnie się jednak odwróciła. Obecnie realizujemy znacznie więcej zleceń od panów, którzy podejrzewają swoje partnerki o nielojalność, niewierność.
Zdarza się, że test wierności zleca osoba trzecia, ktoś spoza związku?
Oczywiście. Bywa, że rolę zleceniodawców przejmują osoby z kręgu najbliższego otoczenia pary, najczęściej ktoś z rodziny. Nagminnie zdarza się, że są to rodzice jednej lub drugiej strony, którzy chcą potwierdzić bądź wykluczyć swoje teorie.
Warto podkreślić, że w ostatnich latach formuła testów wierności ewoluowała. Kiedyś zleceniodawcy oczekiwali od nas konkretnych dowodów na nielojalność lub lojalność partnera. Dziś najczęściej ludziom zależy na tym, by dowiedzieć się, jakie intencje ma na przykład narzeczony córki, czy chociażby jej partner. To właśnie rozszyfrowanie zamiarów jest przedmiotem naszych zleceń w takich przypadkach.
Skoro zmieniły się oczekiwania zleceniodawców, to musiały zmienić się również metody działania agentów...
Ludzie często postrzegają testy wierności bardzo płytko. Myślą, że wygląda to w ten sposób: w barze siedzi sobie mężczyzna, przychodzi do niego skąpo ubrana kobieta i składa mu niemoralne propozycje, po to, aby uległ. Ta formuła się przedawniła i dziś wygląda to zupełnie inaczej. Tego typu testy wierności są nieobiektywne.
Kiedy mężczyzna jest pod wpływem alkoholu i przysiada się do niego kobieta, prosząc go o drinka, to facet najprawdopodobniej takiej kobiecie nie odmówi. Być może utnie sobie z nią pogawędkę. Niektórzy takie zachowanie mogą odebrać już jako chęć zdrady lub sygnał nielojalności. To mogą być jednak chwile słabości, które nie powinny przekreślać rzeczywistej wartości człowieka.
Zaangażowana, wyreżyserowana, sztuczna i jednorazowa sytuacja niewiele może powiedzieć nam o prawdziwych intencjach konkretnej osoby. Bo nawet jeśli figurant odmówiłby naszej agentce, nie możemy mieć pewności, że ten sam mężczyzna, postąpiłby dokładnie tak samo w innym dniu, o innej porze i w innych okolicznościach. Nie wiemy bowiem jakie kierują nim intencje, zamiary.
Właśnie dlatego staramy się przedkładać naszym klientom współczesną formułę testów. Na podstawie zgromadzonego doświadczenia wiemy, że jest znacznie skuteczniejsza, ponieważ sprawdza intencje figuranta i jego stosunek do zleceniodawczyni.
Jak zatem wyglądają współczesne testy wierności?
Najczęściej intencje kobiety sprawdza nie tester, a testerka, a więc również kobieta. Panie nawiązują znajomość na przykład u kosmetyczki. Ta relacja z biegiem czasu zaczyna być bliższa. Panie się zaprzyjaźniają. Spotykają się na mieście, piją kawę. Nasza agentka stopniowo zdobywa zaufanie figurantki, by we właściwym czasie wydobyć z niej informację, na których zależy zleceniodawcy. Dowiaduje się więc, co ta kobieta naprawdę myśli o mężu, partnerze, jak go postrzega czy ma wobec niego poważne zamiary.
Pozyskanie takich informacji jest o wiele trudniejsze, ale może być bardzo budujące i konstruktywne. Dzięki nim człowiek może dowiedzieć się, czy relacja w jakiej tkwi, jest prawdziwa. Z naszego doświadczenia wynika, że obiektywne „żale przy kawie”, podczas których małżonka mówi niby-koleżance, co chciałaby zmienić w swoim partnerze, mogą nawet uratować związek.
W przypadku mężczyzn proces wygląda tak samo? Mężczyznom też podsyłani są niby-przyjaciele, którzy mają zweryfikować ich intencje?
Wszystko oczywiście zależy od cech osobowości danego figuranta, od zarysu jego osobowości. Ale proces w przypadku mężczyzn jest bardzo podobny. Obserwujemy figuranta, tworzymy jego model dnia i we właściwym czasie „wkładamy” do jego otoczenia osobę, z którą – jak facet z facetem – może nawiązać siną relację, przyjaźń. Jeżeli pan jest osobą otwartą, lubi nawiązywać znajomości, to oczywiście jest nam łatwiej. Zdecydowanie trudniej jest z osobami zamkniętymi.
Przed rozpoczęcie testów zleceniodawca musi więc odbyć z państwem rozmowę i bardzo dokładnie przestawić partnera/partnerkę. Bo od tego zależy powodzenie testu.
Kiedy zgłasza się do nas osoba, która chce byśmy wykonali działania związane z testem wierności, zapraszamy ją do nas na rozmowę. Określamy ramowo, jak zlecenie może przebiegać. Na podstawie tego, co mówi, tworzymy rys psychologiczny figuranta i opracowujemy jego model zachowań. Wstępnie poznajemy figuranta, bazując na wypowiedzi osoby zgłaszającej zlecenie. Ale później te wypowiedzi i spostrzeżenia kontrastujemy z działaniami w terenie. Nasi detektywi przez kilka dni sprawdzają figuranta i wysuwają niezależne wnioski.
Działania w terenie się kluczowe, bo często jest tak, że patrzymy na ludzi nam bliskich mało obiektywnie. Subiektywizm zleceniodawcy mógłby sprawić, że źle zaplanujemy działania, źle dobierzemy agenta. A pierwsze wrażenie w tym wypadku jest kluczowe. Błąd na samym początku przekreśla wszystko, dlatego proces przygotowania odbywa się na dwóch polach. Jest to najważniejszy element naszej pracy.
Co dzieje się później?
Gdy mamy już rys psychologiczny figuranta dobieramy odpowiedniego agenta i w zależności od tego, jak wygląda jego życie i model dnia, staramy się ulokować agenta w miejscu jak najbardziej neutralnym. To nigdy nie odbywa się tak, że agent podchodzi do figurantki na ulicy i mówi: „przepraszam, mógłbym prosić cię o numer telefonu, bo chciałbym zaprosić cię na kolacje”. Muszą to być bowiem sytuacje zupełnie naturalne, niebudzące żadnych podejrzeń.
Na przykład?
Jeśli figurant jest nauczycielem języka angielskiego, to zapisujemy naszą agentkę do szkoły językowej, w której pracuje, by mogli poznać się w jego środowisku pracy. Jeśli figurant interesuje się wędkarstwem, dobieramy pod niego agenta ze stosownymi umiejętnościami i wysyłamy go na przykład na lokalne zawody wędkarskie, by mogli tam się spotkać i nawiązać relację. Jeśli figurant lubi kulturystykę, dba o ciało, to wysyłamy agenta na siłownię. Czasami na odpowiednią sytuację, idealną okazję czekamy długo. Jest to jednak czas, który musimy poświęcić. Najważniejsze jest bowiem to, by agent został dobrze oceniony przez figuranta.
Oczywiście panowie nie idą od razu po treningu czy też zawodach wędkarskich na piwo, by rozmawiać szczerze o życiu prywatnym i uczuciach. Ten proces trwa miesiącami, ale jeśli już złapiemy odpowiedni kontakt, to tylko kwestia czasu, by figurant otworzył się przed agentem.
Ile trwa taki test?
Najdłuższe zlecenie, jakie prowadziliśmy, trwało pół roku. Wszytko jednak zależy od tego, jaki mamy cel. Często zanim dojdzie do nawiązania relacji naszego agenta z figurantem, „wrzucamy” go w pewne miejsca, by panowie mogli najpierw „poznać się z widzenia”. Posłużę się tu przykładem siłowni. Bywa tak, że przed rozpoczęciem właściwych działań, agent miesiącami przychodzi na zajęcia fitness do klubu, w którym często przebywa figurant. To uwiarygadnia tworzoną przez niego postać.
Jeśli natomiast założymy najpłytszy cel z możliwych, a więc będziemy chcieli dowiedzieć się, czy figurant ulegnie skąpo ubranej agentce, test najprawdopodobniej skończy się bardzo szybko. Załóżmy, że będzie to piątek, późna godzina, a figurant będzie po spożyciu alkoholu. Bardzo możliwe, że wówczas zlecenie zakończymy po jednej nocy.
Często przychodzą do państwa osoby, którzy chcą właśnie tego typu testów?
Zdarzają się takie zlecenia, ale mało chętnie je realizujemy. Prośby typu: proszę podstawić ładną panią, żeby uroczo spojrzała na pana, to może on jej ulegnie, traktujemy bardzo negatywnie. Jeśli to ma być incydentalne działanie, zazwyczaj je odradzam. Mówię klientce: „to się pani nie opłaca, bo u nas zlecania zaczynają się od 10 tys.” Znacznie taniej będzie wynająć panią do towarzystwa na tę jedną noc. Prawdę powiedziawszy, nie mamy czasu, żeby pochylać się nad takimi błahymi sprawami. Interesują nas sprawy, w których możemy faktycznie pomóc, a żeby to zrobić, musimy dotrzeć do myśli człowieka i rozgryźć jego intencje. Wówczas działania są etyczne i mają sens.
Jak wyglądają rozmowy na końcu, po odkryciu prawdy, gdy przypuszczenia figurantów się potwierdzą? Takie rozmowy muszą być bardzo trudne...
Jeśli osobie zlecającej test rzeczywiście zależało na procesie i zdobyciu informacji, to te rozmowy rzeczywiście są bardzo trudne. Powtarzam jednak zawsze, że połowa sukcesu już za nami. Bo jeśli ktoś do nas trafia, to zazwyczaj ma świadomość tego, że w jego związku coś nie działa tak, jak powinno. W głowie takiej osoby zapaliły się już czerwone kontrolki, my tylko potwierdzamy coś, czego się spodziewała.
Dla przykładu: figurantka mówi naszej agentce, że niedawno poznała niesamowitego mężczyznę; figurant przyznaje w rozmowie z agentem, że lubi przygodnie spotykać się z kobietami. A my przekazujemy te informacje zleceniodawcy.
A jak przebiega rozstrzygnięcie?
Zleceniodawcy zyskują wiedzę i wykorzystują ją na własny użytek. Rzadko doprowadzamy do konfrontacji, w której po jednej stronie jest zleceniodawca, po drugiej figurant, a na środku nasz agent. To nie miałoby po prostu sensu. Jeśli zleceniodawca ma dobre intencje i chce kontynuować związek, zalecamy, żeby nie ujawniał partnerowi ani najbliższemu otoczeniu, że ten był poddawany testowi. Bo nikt nie lubi być sprawdzany.
Jeśli mamy do czynienia ze zdradą i figurant w rozmowie z agentem, która jest nagrywana przyznał, że oszukuje żonę, to takie nagranie można wykorzystać później w sądzie jako dowód. Sprawę prowadził bowiem licencjonowany detektyw.
Zastanawia mnie jednak jeszcze jedno. W czasie procesu figurant zaprzyjaźnia się z agentem i nie wie, że ta relacja nie jest prawdziwa. Po zakończeniu testu agent musi zakończyć tę znajomość. W jaki sposób do tego dochodzi? Jak agenci tłumaczom figurantom swoje zniknięcia?
Do każdego zlecenia nasi agenci przybierają pewną fałszywą tożsamość. Jest ona przez naszych ekspertów uwiarygodniania między innymi w mediach społecznościowych. Są to nie tylko fikcyjne konta na Facebooku czy też Instagramie, ale także komponowanie statusu zawodowego i doświadczenia. Dbamy o to, by fałszywe nazwiska przewijały się w wyszukiwarkach w odpowiednich miejscach.
Wygaszanie takiej relacji jest częścią zlecenia. To kolejny proces, który – aby nie wzbudzić podejrzeń – trwa czasami nawet kilka miesięcy. To nie wygląda tak, że agent nagle znika, przeprowadza się, wyłącza telefon i jest niedostępny dla figuranta.
Do każdego zlecenia przypisany jest konkretny agent i konkretny numer telefonu. W firmie mamy kilkadziesiąt telefonów przypisanych do zakończonych już spraw. Osoba, która ma aktualnie dyżur, odpisuje na wiadomości byłych figurantów, jednocześnie przez pewien czas podtrzymując z nimi kontakt. To pracownicy, którzy są wcześniej instruowani. Wiedzą więc, jak korespondencja ma się dalej układać.
Czyli osoba, która została poddana testowi wierności, może nigdy się o tym nie dowiedzieć...
Właśnie tak. Jeśli zleceniodawca nie ujawni partnerowi lub partnerce, że taka usługa miała miejsce, a prawdziwa tożsamość agenta nigdy nie zostanie przez figuranta odkryta, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że osoba sprawdzania nigdy nie dowie się, że brała udział w tego typu konspiracji.